Stęskniłam się. // 3w1 recenzje

Stęskniłam się. // 3w1 recenzje

Stęskniłam się za blogiem.
Nie było mnie ponad 3 miesiące :O
Oczywiście nie oznacza to, że przestałam czytać książki - nic bardziej mylnego! Jednocześnie muszę przyznać ze smutkiem, że przez ostatnie kilkanaście tygodni pochłonęłam mniej książek niż bym tego chciała. Za to przybyło mi tyle nowych pozycji, że nie jestem w stanie tego zliczyć... #zakupoholiczka #feelNOregret
Nie będę Wam tu serwować liczb i statystyk bo:
a) nie jest to ważne
b) KOMPLETNIE nikogo to nie interesuje


Zatem przejdźmy do konkretów!
Żeby nie było, że to post z serii 'zapchajdziura', chciałam Wam polecić kilka książek które zrobiły na mnie (dobre!) wrażenie podczas tej niemożliwie długiej nieobecności. Niestety trochę się rozleniwiłam i dobieranie książek też nie szło mi jakoś szałowo, to niestety nadziałam się na kilka pozycji, które były mocno słabe. Ale o nich kiedy indziej.

1. Strażnik rzeczy zagubionych - Ruth Hogan
Dawno żadna książka nie sprawiła, że było mi tak ciepło w serduszko 💙
Gdybym nie była takim śmierdzącym leniem to poświęciłabym jej cały, osobny wpis bo na prawdę na to zasługuje.
Anthony Peardew, po śmierci żony postanawia zacząć kolekcjonować najróżniejsze przedmioty zgubione przez innych ludzi. Z czasem dorabia się całkiem okazałej kolekcji i postanawia przepisać ją w testamencie swojej przyjaciółce i asystentce Laurze. W życiu nic nie jest łatwe i przyjemne, więc kobieta wraz z osobliwym zbiorem przypadkowych klamotów dostaje również zadanie - odnaleźć ich dawnych właścicieli. Wyobrażacie sobie coś takiego? Znajdujecie na ulicy buta (swoją drogą, skąd biorą się te pojedyncze, porzucone przy drogach buty? We'll never know) i musicie odnaleźć osobę do której należy? Zadanie wydaje się być niewykonalne ale na szczęście nasza bohaterka nie zostaje z tym problemem sama. Dodatkowym smaczkiem, który dodaje książce uroku są wstawki/retrospekcje opowiadające historie konkretnych przedmiotów - poznajemy ich poprzednich właścicieli oraz okoliczności w których zostali pozbawieni swoich drobnych własności. Niesamowite jest to jaka cudowna opowieść może kryć się za zgubioną gumką do włosów czy pozostawioną w pociągu puszką po ciastkach.
REWELACJA.

2. Pod szkarłatnym niebem - Mark Sullivan
Znamy się już trochę, więc powinniście wiedzieć, że książki z II WŚ w tle są tym po 
co sięgam niezwykle chętnie i często. A dodatkowo jeśli treść książki jest oparta na faktach, to ja jestem kupiona juz na wstępie! W tym przypadku nie było inaczej.
Pino jest nastoletnim chłopcem, pochodzącym z dobrego domu i pozbawionym jakichkolwiek zmartwień. Gdy do Mediolanu wkraczają wojska niemieckie, początkowo nie robi to na nim najmniejszego wrażenia. Niestety z dnia na dzień sytuacja zarówno na ulicach miasta jak i w całych Włoszech robi się drastycznie niebezpieczna - Pino wraz z młodszym bratem udaje się w góry, do zaprzyjaźnionego księdza który postanawia wykorzystać krzepkich chłopców do pomocy przy przeprowadzaniu żydów przez Alpy. Sytuacja ulega zmianie gdy zbliżają się 18-naste urodziny Pina i wiadomym staje się fakt, że chłopak będzie musiał zaciągnąć się do wojska. Włoskiego? Niekoniecznie, bo rodzice uznają, że syn będzie bezpieczniejszy zasilając armię wroga. Jakby, życie naszego bohatera nie było wystarczająco skomplikowane - na skutek 'serii niefortunnych zdarzeń' Pino zostaje kierowcą prawej ręki Hitlera - generała Hansa Layersa, jednego z najpotężniejszych dowódców Trzeciej Rzeszy. Daje mu to jedyną w swoim rodzaju możliwość prowadzenia działalności szpiegowskiej dla aliantów.
Muszę przyznać, że cała historia jest niesamowita. Gdybym nie wiedziała, że książka jest oparta na faktach to w życiu nie uwierzyłabym, że taka historia mogła wydarzyć się naprawdę.

3. Wielkie nadzieje - Charles Dickens
Nie byłabym sobą, gdybym przeczytała książkę Dickensa i nie podzieliła się z Wami tym zachwytem. Dickens to jest Dickens, trzymał facet poziom i zawsze zapewniał to czego czytelnik od niego oczekiwał - małego arcydzieła.
Pip nie miał łatwego życia, po śmierci rodziców wychowywała go starsza siostra przy której nawet przyrodnie siostry kopciuszka mogą sie schować, bo Georgiana jest zołzą jakiej mało (pssst... nawet biła męża!). Chłopiec żyje w ubóstwie, jest domowym popychadłem i nie może znieść faktu, że nie ma żadnego wpływu na to jak będzie wyglądać jego życie. Urodził się w biednej rodzinie = jest biedny, jego szwagier jest kowalem = on będzie pomocnikiem kowala. Do jego ogniska udręk, opału dorzuca piękna i nieprzystępna (arogancka, naburmuszona, wyniosła, złośliwa...) Estella w której Pip zakochuje się bez pamięci.. Nagle! Niespodziewanie! Nie-wiadomo-skąd chłopak otrzymuje anonimowo OGROMNĄ sumę pieniędzy dzięki czemu wyrusza na podbój Londynu gdzie postanawia zdobyć odpowiednią edukację, a następnie zostać Wielkim Bogatym Panem - czym NATURALNIE ma zamiar zaimponować Estelli i dobyć jej zimne jak lód serce.
Ale. Jeśli czytaliście jakąkolwiek inną powieść Dickensa to wiecie, że gdy jednego bohatera spotyka tyle wspaniałych rzeczy to "wiedz, że coś sie dzieje"... Później już nie jest tak kolorowo.
Co ja mogę Wam powiedzieć - poezja. Pełen wachlarz ludzkich emocji i charakterów.
Tego nie można nie polecić.


Na dzisiaj to już wszystko, dajcie mi trochę czasu na rozkręcenie się ponownie :)
Na koniec chciałam jeszcze poprosić Was o podrzucenie mi tytułu najlepszej książki, którą przeczytaliście w tym roku - tak, wiem że do Sylwestra daleko ale część osób pewnie ma juz swoje typy.


PODSUMOWANIE LIPCA

PODSUMOWANIE LIPCA

No i mamy sierpień - lipcowe lenistwo dobiegło końca. Straszliwie ale to STRASZLIWIE się obijałam jeśli chodzi o czytanie, ale absolutnie nie czuje się winna. Latem zawsze czytam mniej, dodatkowo te upały na które wszyscy tak narzekamy po prostu nie dają się skupić. Dlatego ubiegły miesiąc zamknęłam z 5 książkami na koncie, co w moim przypadku jest wynikiem niemożliwie niskim ale to nic nie szkodzi! Nic nie szkodzi bo w tym miesiącu trafiłam na książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, książkę która zostanie w mojej pamięci na dłużej, książkę która przerwała moją złą passę - "Wielką samotność" 💙 Już teraz wiem, że Kristin Hannah po raz kolejny wyląduje u mnie na podium w rocznym podsumowaniu.


Harry Potter i więzień Azkabanu - J. K. Rowling
Tej książki nie trzeba nikomu przedstawiać, prawda? 💫
Zawsze sięgam po Harrego gdy nie idzie mi z czytaniem, a tak właśnie było na początku lipca.  Trzecia część przez baaaardzo długi czas była moją ulubioną, więc znam ją praktycznie na pamięć - co absolutnie nie przeszkodziło mi w przeczytaniu jej 365239 raz.
Który z tomów jest waszym ulubionym? Moim faworytem od lat jest "Książę Półkrwi", bo to tam wszystko się zaczyna.

Kirke - Madeline Miller
Byłam bardzo mile zaskoczona tą książką, wszyscy tak się nią zachwycali, że zaczęłam mieć obawy co do prawdziwości tych opinii. Osobiście uwielbiam mitologię grecką (i nie tylko) od kiedy pamiętam, więc i w tym przypadku nie mogło pójść źle. Mam natomiast wrażenie, że ktoś kto na mitologii specjalnie się nie zna i nigdy wcześniej nie słyszał o wysłanej na banicję Kirke, bawiłby się dużo lepiej. Mi postać głównej bohaterki była wcześniej doskonale znana, więc można uznać że 80% fabuły książki miałam już za sobą - ale w dalszym ciągu przeczytałam ją z ogromną przyjemnością. Po cichu liczę, że autorka pokusi się o napisanie podobnych książek o innych postaciach mitologicznych, które nie są tak powszechnie znane.  W końcu ile można czytać o Atenie, Afrodycie czy Zeusie? :)

Polska odwraca oczy - Justyna Kopińska
Kolejna świetna książka Kopińskiej, kolejna na prawdę warta przeczytania. Wiem, że taka tematyka nie jest dla każdego, bo historie przedstawione w tym reportażu na prawdę mrożą krew w żyłach. Zawsze wydaje mi się, że już niewiele rzeczy jest mnie w stanie zaskoczyć - pani Justyna ponownie wyprowadziła mnie z błędu. Ludzie jednak są zdolni do wszystkiego, więc mimo wszystko postanowiłam 'nie odwracać oczu' i zapoznać się z tym co dzieje się na moim własnym podwórku - wam również polecam.

Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren - Gerald Brittle
Oglądaliście film "Obecność"? Pojawia się tam dwójka demonologów, którzy zostają wezwani przez zdesperowaną rodzinę, mieszkającą w domu w którym dzieją się niewyobrażalne rzeczy (swoją drogą - na prawdę polecam film, od bardzo dawna nie widziałam dobrego horroru, który faktycznie byłby straszny, a nie obrzydliwy i żenujący).  Książka przedstawia bliżej sylwetki Eda i Lorraine Warren, którzy w latach 70. byli wziętymi specjalistami od zjawisk paranormalnych. Para opowiada o swoich najciekawszych zleceniach.
Powiem tak - nie czytałam tej książki po zmroku gdy byłam sama w domu. Tak. Nie jest łatwo mnie przestraszyć ale przyznam, że bywało że przechodziły mnie ciarki...

Wielka samotność - Kristen Hannah
Recenzja na blogu: WIELKA SAMOTNOŚĆ


Na koniec chciałam Wam jeszcze polecić serial, bo przecież skoro mało czytałam to musiałam robić coś innego! Tym razem padło na kolejny świetny serial udostępniony przez Netflix (nie, to nie mój sponsor - a szkoda) "Drodzy biali" - chociaż zdecydowanie lepiej brzmi "Dear white people". Myślę, że już po samym tytule możecie domyślać się, że serial porusza problem rasizmu - tyle, że robi to na swój sposób. Głowna bohaterka uczęszcza do jednej z uczelni wchodzącej z skład prestiżowej Ivy League i prowadzi audycję radiową. Samantha w swoich audycjach porusza problem dyskryminacji rasowej wśród uczniów, a trzeba przyznać, że ma powody. Okazuje się, że nawet w tak doborowym i skrzętnie wyselekcjonowanym towarzystwie ludzie potrafią zachowywać się jak zwierzęta.
Bohaterowie są bardzo wyraziści, każdy znajdzie sobie faworyta. Ciekawym zabiegiem jest to, że każdy odcinek przedstawiany jest w całości z perspektywy jednej osoby, dzięki czemu możemy zobaczyć jak różni ludzie odbierają te same rzeczy. No i przy okazji mamy możliwość 'zbliżyć' się do konkretnych bohaterów. Bywało, że ktoś mnie strasznie drażnił, a po odcinku z jego perspektywy stwierdzałam "Aaa. OK. Teraz rozumiem."
Polecam, ja obejrzałam 2 sezony w 3 dni :)

Wielka samotność - Kristin Hannah, czyli tego mi było trzeba

Wielka samotność - Kristin Hannah, czyli tego mi było trzeba


Znacie ten motyw? Wychodzi jakaś nowa książka, wszyscy się nią zachwycają i nagle na co drugim blogu i co trzecim kanale na YT pojawia się recenzja tego tworu? Książka jest dosłownie wszędzie, aż do tego stopnia że macie dość nawet patrzenia na jej okładkę?
Ja trochę tak miałam właśnie z "Wielką samotnością". Wiedziałam, że na pewno ją przeczytam bo "Słowik" tej samej autorki był jedną z najlepszych książek, które przeczytałam w ubiegłym roku. Ale. Ale kto chce czytać 32 recenzje tej samej książki? Odczekałam więc swoje, zabrałam się za nią kilka dni temu i dzisiaj przychodzę do Was z recenzją.

Niektórzy mogą pamiętać, jak w kilku poprzednich postach narzekałam na to, że dawno nie przeczytałam na prawdę DOBREJ książki. Książki, która zrobiłaby na mnie jakieś wrażenie, książki, która zostanie ze mną na dłużej.
Panie i panowie: oto ona!
Tego mi właśnie było trzeba. To była TA książka, która zwróciła mi wiarę w dobrą literaturę - a przynajmniej dobrą dla mnie. Kristin Hannah po raz kolejny stanęła na wysokości zadania i jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że po jej książki mogę sięgać w ciemno.
Była złość, był smutek i były łzy - czego więcej trzeba?


Lata 70., zimna, dzika i niebezpieczna Alaska. 
Czternastoletnia Leni i jej matka są w pełni podporządkowane despotycznemu ojcu. Nie będzie spoilerem jeśli napiszę, że Ernt cierpiał na poważny zespół stresu pourazowego po powrocie z wojny w Wietnamie. Nocne koszmary, rozczarowanie światem i ciągła walka o każdy grosz sprawiła że mężczyzna dość często zaglądał do kieliszka. Zrobił się agresywny i we wszystkim dopatrywał się spisków i konspiracji rządowych.
Mimo wszelkich starań, nie byłam w stanie wykrzesać w sobie sympatii do tego człowieka. Wiem, że w latach 70. zespół stresu pourazowego był czymś kompletnie nowym i nikt za bardzo nie wiedział jak sobie z tym radzić. Mogę jedynie wyobrażać sobie jak ciężkim doświadczeniem jest udział w wojnie - dodatkowo Ernt przez kilka lat był jeńcem wojennym co na pewno odcisnęło na nim swoje piętno. Ale nie ma takiej siły, która przekonałaby mnie, że są powody w których świetle regularne znęcanie się nad swoją rodziną może zostać usprawiedliwione. Nie i koniec.
Pomyślicie pewnie, że to był ten element, który wzbudzał we mnie złość - nie do końca.

Jeszcze bardziej od Ernta wkurzała mnie matka Leni - Cora. Kobieta była ślepo zakochana w swoim mężu, każdy jego atak złości (który najczęściej swoją kulminację miał na jej twarzy i ciele) miał w jej oczach wytłumaczenie. Każdy cios był wołaniem o pomoc, każdy kolejny kieliszek był 'chwilą słabości'.
Co jest z kobietami nie tak? Jeśli mąż cię tłucze to bardzo mi przykro - ale Cię nie kocha. Co więcej, jeśli to robi to jest dla Ciebie znak, że trzeba uciekać od niego ile sił w nogach. Cora jest słabą, uzależnioną od Ernta istotą. W dodatku jest egoistką. Tak, dobrze przeczytaliście. Żadna normalna kobieta nie pozwala swojemu dziecku żyć w takich warunkach. Nie pozwala swojej córce oglądać jak ojciec okłada pięściami jej matkę. W dodatku dziewczynka wielokrotnie prosi mamę, żeby uciekły (a mają gdzie) ale Cora ciągle powtarza, że nie da rady - kocha Ernta #fucklogic
Krew. We. Mnie. Wrze.

Tym co trzyma Leni przy zdrowych zmysłach jest przyjaźń z Matthew. Dzieciaki chodzą razem do szkoły i zaprzyjaźniają się już od pierwszego dnia. Niestety w skutek nieszczęśliwego wypadku, chłopiec musi opuścić swoje rodzinne miasto. 
(Swoją drogą - nienawidzę gdy autor robi coś takiego. To tak jak zabicie Syriusza w Harrym Potterze. Chłopak miał JEDYNĄ bliska osobę. Wszystko w jego życiu był do dupy oprócz Syriusza, czyli co? Zabijmy go.)
Dziewczyna jest zdruzgotana, jedyne co jej pozostaje to listy. Dużo listów które wymieniają między sobą przez lata. Podobno stara miłość nie rdzewieje, więc ścieżki Leni i Matthew przecinają się po kilku latach.
Ten wątek, jak by nie było - romantyczny, sprawił że poczułam wszystko to co powinnam. Była radość, na prawdę szczerze uśmiechałam się czytając o poczynaniach tej dwójki. Były też chwile ciężkie i smutne. Były również łzy. Pełen wachlarz emocji, przepiękna historia.


Reszta musi zostać tajemnicą, gdyż w "Wielkiej samotności" pojawia się również lekki wątek kryminalny - więc absolutnie nie mogę Wam tego zepsuć.
Autorka genialnie przedstawiła przekrój ludzkich emocji i charakterów - po raz kolejny Kristin Hannah udowadnia, że to jest jej najmocniejszą stroną. Każdy bohater jest wyjątkowi i wyrazisty, nie ma postaci które są nam obojętne.
Sama historia porusza do cna pokazując jak wiele rodzajów miłości towarzyszy nam w życiu i jak łatwo jest to uczucie pomylić z uzależnieniem.
Ja jestem zauroczona mimo iż książka absolutnie nie należy do najłatwiejszych. Zdecydowanie polecam fanom "Słowika" ale nie tylko. Jeśli czytacie książki po to aby coś poczuć - trafiliście na dobry tytuł.

Dramaty introwertyka czyli gorzkie żale #4 Upał, urlop i ulubieniec

Dramaty introwertyka czyli gorzkie żale #4 Upał, urlop i ulubieniec

Witam i pozdrawiam Was serdecznie ze słonecznego Mordoru!
Właśnie jakiś hobbit wpadł w odwiedziny i okazało się, że przy okazji postanowił wrzucić mi pierścień do salonu. Całkiem ładny, ale jak go zakładam to mój chłopak udaje, że mnie nie widzi :(

NIECH 
                               TO LATO 
                 SIĘ JUŻ  
                                              SKOŃCZY!

Tak. Jestem jednym z tych ludzi, którzy narzekają na pogodę przez okrągły rok ale tegoroczne lato doprowadza mnie do szewskiej pasji. Mieszkam w DANII, a nie w HISZPANII, co się dzieje w tym roku to nie mam słów. Jako że pogoda nie pozwala na normalne funkcjonowanie to z czytaniem też jest dość średnio... W lipcu na blogu nie pojawiła się jeszcze ani jedna recenzja książki i jakoś się na to nie zapowiada. Mamy 20 lipca a ja przeczytałam 1,5 książki 💙 Nawet nie do końca, bo jak na razie przeczytałam "Harrego Pottera i Więźnia Azkabanu" (około 6529810 raz, bo mogę!), jestem w połowie "Kirke", a na czytniku czeka zaczęte "The hate you give" (bo chciałam przeczytać zanim wyjdzie film) - no słabo. Za 10 dni w końcu zaczyna mi się upragniony urlop - dłuuuugie 3 tygodnie, więc mam nadzieję, że ochota na czytanie mi wróci.


Ze wstydem donoszę jeszcze, że znowu popełniłam książkowe zakupy. Wiem. Mówiłam, że nie mam już miejsca - nie mam. Na prawdę kurde nie mam ale z drugiej strony - nie będzie już gorzej nie? Po prostu dalej nie będę miała miejsca. Brak miejsca będzie kontynuowany. Będę regularnie i konsekwentnie pracować na to, żeby nie było miejsca.
Jestem chora.
Ale na szczęście ostatnio mój luby... Zauważyliście, że nie ma jakiegoś ludzkiego określenia na osobę z którą żyjecie? Chłopak? Trochę jesteśmy na to za starzy, poza tym po 9 latach to w ogól jakoś tak głupio. Narzeczony? Trochę za bardzo 'in your face', poza tym jesteśmy zaręczeni od jakichś 7 lat. Partner? Jakoś tak sucho i oficjalnie. Mój mężczyzna? Może to tylko ja ale to brzmi jakoś infantylnie.
Ten Mój. Roboczo będzie nazywał się Ten Mój.
Także tego... Ten Mój ostatnio sam z siebie zaproponował, że nadszedł czas na dokupienie mi kolejnego regału na książki. Czyż to nie skarb? Wie facet, że mój pedantyzm bardzo cierpi gdy musze patrzeć na poupychane na półkach książki. Nigdy też nie powiedział słowa na to, że mimo braku miejsca, z uporem maniaka cały czas zamawiam kolejne książki. Ale to jest jedną z podstaw naszego związku - wspieramy się w swoich uzależnieniach i obsesjach. Kolejną podstawą jest niechęć do tych samych ludzi :D
Żebyście nie myśleli, że to jest tak kolorowo - dzięki niemu Nasz salon wygląda tak:


Jak widać na załączonym obrazku - nie tylko mnie kończy się już miejsce...👆

Tymczasem mam zamiar korzystać z mojej czytelniczej przerwy i nadrobić zaległości, bo zazwyczaj gdy mam taką przerwę, to zabieram się za oglądanie filmów lub seriali - tym razem padło na "This is us", o którym wspomniałam już parę razy. Zakochałam się w tym serialu! No i nie będę ukrywać, że jak tylko zobaczyłam, że gra w nim Milo Ventimiglia - musiałam obejrzeć. Jeśli lubicie jak serial chwyta na serce i wzrusza (na smutno i na wesoło!), to "This is us" jest tym czego szukacie. Ja odwodniłam się kompletnie, a raczej nie należę do osób które ronią łzy z byle powodu.
Fabuła nie jest jakaś zaskakująca, normalni ludzie, normalne problemy ale bohaterowie są wykreowani MISTRZOWSKO, do tej pory nie wiem kto jest moim faworytem. Ktoś oglądał?

TAG KSIĄŻKOWY || MID YEAR BOOK FREAK OUT :O

TAG KSIĄŻKOWY || MID YEAR BOOK FREAK OUT :O

Wiecie co się robi, jak nie macie pomysłu na wpis? Book tag. 
A dobrze się akurat składa, bo ja ani nie miałam pomysłu na wpis, ani żadnej ciekawej książki do zrecenzowania, więc w tym roku postanowiłam skusić się na TAG podsumowujący czytelnicze półrocze. 
Przyznam się Wam szczerze, że taka analiza książek, które przeczytałam przez ostatnie 6 miesięcy okazała się odrobine przygnębiająca... Wychodzi na to, że w tym roku przeczytałam MAX 3 książki, które na prawdę mnie zachwyciły, tylko 3 tytuły które będę wspominać i polecać - wybitnie słabo. Mam na koncie 81 książek i tylko 3 na prawdę warte uwagi - jak żyć? #problemypierwszegoświata
Nie pamiętam kiedy miałam taki słaby rok, chyba intuicja mnie zawodzi.

1. Najlepsza książka przeczytana w tym półroczu
Bezapelacyjnie na pierwszym miejscu znajdują się "Tamte dni, tamte noce" - Andre Aciman 💙  Nie pamiętam już kiedy ostani raz jakaś książka tak mnie zachwyciła. Genialne studium ludzkich emocji, no i ten język... fenomenalny.
Recenzję książki znajdziecie tutaj: Tamte dni, tamte noce

2. Najlepsza kontynuacja, który ukazała się w tym roku 
W tym roku przeczytałam niewiarygodnie mało serii książkowych, więc nie mam w czym przebierać. Poza tym jak pewnie część z Was już kojarzy - ja czytam serie jak już są wydane w całości, więc moment wyczekiwania na kontynuacje raczej mnie nie dotyczy. Jedną książką na którą tak czekałam w tym roku było "Przesilenie" - Katarzyna Berenika Miszczuk, czyli ostatni tom serii "Kwiat paproci".

3. Nowa książka/premiera, której jeszcze nie przeczytałam
W najbliższym czasie zdecydowanie musze się zabrać za "Wielką Samotność" - Kristin Hannah, ponieważ "Słowik" jej autorstwa skradł moje serce i był jedną z najlepszych książek, które przeczytałam w ubiegłym roku.



4. Najbardziej wyczekiwana premiera drugiej połowy roku
Nie mam chwilowo książki na którą jakoś wybitnie wyczekuje - no może oprócz "Wichrów zimy" - Georga R. R. Martina ale tego mogę się nie doczekać. Za to wiem, że doczekam książki "Zbrodnie Grindewalda. Scenariusz" - J. K. Rowling, a książka ze świata Harrego Pottera zawsze jest OK.

5. Największe rozczarowanie tego półrocza
Cóż to było za badziewie, tego nie wie nikt kto nie zmarnował wieczoru na przeczytanie "Mojej najdroższej" - Gabriela Tallenta (taLLentu nie odnaleziono)... Kompletnie nie rozumiem zachwytów. Książka niesmaczna, powtarzalna i co najgorsze - koszmarnie nudna. No chyba, że ktoś lubi czytać o zdziczałych dziewczynach, szwędajacych się godzinami po lesie na bosaka. Jeśli tak to sorry.

6. Największe zaskoczenie tego półrocza
Niewiele oczekiwałam po takiej krótkiej książeczce jaką okazała się być "Dziewczyna z pomarańczami" - Jostein Gaarder, tymczasem historia miłosna w niej zawarta kompletnie skradła moje serce.

7. Nowy ulubiony autor
Aby określić autora mianem ulubionego, powinno przeczytać się conajmniej kilka książek jego autorstwa - mnie w tym roku nic takiego się nie udało. Nie licząc serii "Kwiat paproci", nie przeczytałam więcej niż jednej książki konkretnego autora, zwłaszcza takiego, którego wcześniej nie znałam. 
Za to "Tamte dni, tamte noce" zachwyciły mnie do tego stopnia, że na pewno sięgnę po cały dorobek literacki André Acimana.



8. Najnowszy literacki crush/książkowy mąż
Niestety ale do tej pory nie pojawił się nikt, kto wpasowałby się w kategorię "książkowy mąż". Wiem, że jestem dość wybredna jeśli o to chodzi i nie każdy może być Willem Herondalem 💖 ("Diabelskie maszyny" - Cassandra Clare) ale w tym roku, jak na razie jest słabo.
Jakbym musiała wybrać kogoś bardzo na siłę, to byłby to Sydney z "Opowieści o dwóch miastach" - Charlesa Dickensa, ale jego postać była bardzo słabo rozwinięta w tej książce więc nie było czasu na "miłość" ;)

9. Nowy ulubiony bohater literacki
Wydaje mi się, że z wiekiem coraz trudniej jest mi zachwycać się nowo poznanymi bohaterami. Im jestem starsza tym moje wymagania wobec "ulubionego bohatera" są coraz większe i bardziej rygorystyczne. W tym roku nikt mnie nie oczarował ale dla dobra zabawy wybiorę Sherlocka Holmesa i Johna Watsona - ale tylko jako duet. Razem tworzą idealną całość, osobno nie wypadliby juz tak urzekająco.

10. Książka, która doprowadziła mnie do płaczu
ANI JEDNEJ książki przy, której uroniłabym łezkę. Nigdy nie wzruszałam się zbyt łatwo przy książkach, jednak filmy w tym przypadku robię 'lepszą robotę'.
Aktualnie oglądam serial "This is us" - przy co drugim odcinku szukam chusteczki.

11. Książka, która sprawiła, że się uśmiechnęłam 
Przyznam, że jestem odrobinę zaskoczona, że książka "A ja żem jej powiedziała" - Katarzyny Nosowskiej nie przypadła do gustu tak wielu osobom. Ja już wspominałam na blogu, że Kaśkę uwielbiam, jej felietony czytam od lat, więc wiedziałam czego mogę się po książce spodziewać. Zdystansowany styl Nosowskiej idealnie wpasowuje się w moje poczucie humoru, więc podczas lektury uśmiechnęłam się nie raz.

12. Najlepsza adaptacja książki 
Nie będę oryginalna - ekranizacja "Tamtych dni, tamtych nocy" ("Call me by your name") wygrała u mnie WSZYSTKO w tym roku i nie sądzę, że coś było w stanie pobić ten film. Dodatkowo moja miłość do Timothée Chalameta jest niezmierzona. FE-NO-MEN.

13. Mój ulubiony wpis na blogu 
Jako, że marudzenie jest cnotą to jednym z moich ulubionych postów (Waszych również, sądząc po liczbie komentarzy) jest wpis dotyczący najgorszych książek jakie w życiu moje oczy miały nieprzyjemność czytać.

14. Najpiękniejsza książka (okładka) kupiona w tym półroczu
Ale, że JEDNĄ?!
Tak nie można traktować ludzi! Książki to moje dzieci!
Ostateczna walka stoczy się między:
"Kirke" - Madeline Miller
i
"Język cierni" - Leigh Bardugo

Wy oceńcie, bo ja nie mam serca.


15. Książki, które chcę przeczytać do końca 2018 roku
W styczniu pokusiłam się o wpis dotyczący książek, które w tym roku MUSZĘ przeczytać. Ze smutkiem stwierdzam, że jak na razie nie idzie mi najlepiej... W związku z tym, wyszczególnię cegły na których chciałabym się skupić:

1. "Trzej muszkieterowie" - Aleksander Dumas
2. "Północ i południe" - Elizabeth Gaskell
3. "Wodnikowe Wzgórze" - Richard Adams




Naturalnie zachęcam wszystkich do zrobienia sobie takiego podsumowania, koniecznie dajcie znać czy się skusicie :)

PODSUMOWANIE CZERWCA

PODSUMOWANIE CZERWCA


Wakacje co?
Niestety nie dla mnie, urlop mam dopiero na początku sierpnia ale mam zamiar przespać przynajmniej tydzień z 3 możliwych! Jednak wstawanie codziennie o 4:50, a do tego straszliwe upały robią swoje - jestem chronicznie zmęczona i niewyspana. Świt żywych trupów o.O
Ale nie ma co się użalać, tym bardziej że czytelniczo czerwiec wypada u mnie całkiem znośnie. A co jest jeszcze bardziej szokujące to ilość 'recenzji', które pojawiły się na blogu. Ubolewam oczywiście nad tym, że niestety większość przeczytanych w tym miesiącu książek była na prawdę średnia...


Dlatego postanowiłam zabawić się w łączone recenzje bo momentami na prawdę nie było nad czym się rozpisywać. Widzę jednak, że taka forma przypadła Wam do gustu, bo podczas jednego wpisu można zapoznać się z więcej niż jednym tytułem - mi też dobrze pisze się takie posty, więc na pewno będą pojawiać się raz na jakiś czas.
Czerwiec zamknęłam z 12 książkami na koncie, co jak na mnie nie jest jakimś wybitnym osiągnięciem ale biorąc pod uwagę ostatnie miesiące... jest czym się cieszyć :D

Tatuażysta z Auschwitz - Heather Morris
Krótka recenzja na blogu: TATUAŻYSTA Z AUSCHWITZ

Trzy godzin ciszy - Patrycja Gryciuk
Krótka recenzja na blogu: TRZY GODZINY CISZY

Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? - Justyna Kopińska
Krótka recenzja na blogu: CZY BÓG WYBACZY SIOSTRZE BERNADETCIE


Most do Terabithii - Katherine Paterson
Recenzja na blogu: MOST DO TERABITHII

Nomen Omen - Marta Kisiel
Recenzja na blogu: NOMEN OMEN

Historia złych uczynków - Katarzyna Zyskowska
TYLE osób polecało mi tę książkę, tyle było zachwytów. Aż zapomniałam, że zamówiłam książkę w księgarni i chciałam kupować ebooka, żeby było szybciej! Gdy książka trafiła w moje ręce to zabrałam się za nią czym prędzej i... słabo było :( To zdecydowanie nie jest książka, która mnie poruszyła czy zaskoczyła i na pewno nie zostanie w mojej pamięci na długo (już teraz mam problem z przypomnieniem sobie fabuły). "Historia złych uczynków" nie jest zła, ale nie jest to też książka którą bym komuś poleciła. 
Nina wplątuje się w toksyczny związek ze swoim wykładowcą. Miłosz jest delikatniejszą wersją Christiana Greya - lubi kontrolować wszystko dookoła siebie, włącznie z główną bohaterką. Po serii zwrotów i upadków, pewnego dnia mężczyzna po prostu znika. Nina próbując odnaleźć swojego despotycznego ukochanego (nie wiem po co, ewidentnie ją zostawił - kocham zdesperowane bohaterki <3), zwraca się do matki mężczyzny, a ta uchyla jej rąbka mrocznej tajemnicy którą skrywał jej syn.
Arogancki, chłodny, zafiskowany na punkcie kontroli. Jednocześnie biedna sierotka, skrzywdzona w dzieciństwie - Christian Grey jak się patrzy.



A ja żem jej powiedziała - Katarzyna Nosowska
Książka zdecydowanie dla fanów - ja zespół "Hey" uwielbiam od kiedy pamiętam! Kasia jest zabawna, błyskotliwa i bezgranicznie zdystansowana do świata. Książka jest zbiorem mini-felietonów na tematy wszelaki, głównie ludzkie. Jej twórczość - również ta literacka nie jest mi obca, bo zaczytuje się w jej felietonach od lat. Nosowska ma bardzo ironiczny i 'samo destrukcyjny' styl wypowiedzi i jak najbardziej rozumiem, że taka forma nie trafi do każdego. Ja książkę wciągnęłam na raz! :)

Nikt nie ocali się sam - Margaret Mazzantini
Krótka recenzja na blogu: NIKT NIE OCALI SIĘ SAM

Nie mów nikomu - Harlan Coben
Krótka recenzja na blogu: NIE MÓW NIKOMU


Studium w szkarłacie - Arthur Conan Doyle
Krótka recenzja na blogu: STADIUM W SZKARŁACIE

Znak czterech - Arthur Conan Doyle
Tak na prawdę to mogłabym napisać dokładnie to samo co przy "Studium w szkarłacie". Sherlock i Watson są genialni, zagadka rozwiązana jest po mistrzowsku i w bardzo nieoczywisty sposób. Książka po raz kolejny nie jest długa, dzięki czemu nie ma zbędnego 'lania wody'. PO-LE-CAM.

Drużyna pierścienia - J.R.R. Tolkien
Nie. Przykro mi, na prawdę się starałam ale dawno nic nie usypiało mnie tak skutecznie. Oczywiście dotrwałam do końca ale bez bicia muszę przyznać, że książka mnie zmęczyła. W międzyczasie posiłkowałam się audiobookiem, bo myślałam że nie dam rady... Z resztą podobnie było z "Hobbitem" ale tam działo się dużo, duuuużo więcej. W pełni zdaję sobie sprawę z tego że cały "Władca pierścieni" to literatura drogi, więc bohaterowie na prawdę sporo chodzą. Na PRAWDĘ sporo. W sumie w "Drużynie pierścienia" to oni idą przez jakieś 95% książki, z krótkimi przerywnikami na uciekanie (które jest formą chodzenia) i zwoływanie zebrań. Odważę się więc stwierdzić, że Tolkien po prostu nie jest dla mnie. Jego styl bardzo mnie męczy, a te wszystkie przyśpiewki mnie wręcz wkur... mocno drażniły. Sama historia jako taka jest na prawdę ciekawa, ale myślę, że gdyby Tolkien skrócił odpowiednio tę historię to powstała by całkiem przyjemna dylogia, bez zbędnych opisów każdego zielska mijanego przez Froda w lesie.
Nie wiem czy zabiorę się za kolejne tomy, możliwe, że skusze się kiedyś na audiobooki.



Pytanie na koniec - co myślicie o przejściu na Disqus? Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu, podoba mi się to, że gdy komentuje coś u innych to na maila przychodzi mi powiadomienie, że ten ktoś mi odpisał. Nie zawsze mam czas wracać na każdego bloga i sprawdzać czy ktoś się odezwał.
Jesteście na tak czy na nie? Robi Wam to jakąś różnice?


Krótko i na temat #3 - 3w1 recenzje

Krótko i na temat #3 - 3w1 recenzje

hej hi hello!
Oj coś ciężko z tymi recenzjami u mnie ostatnio... Ale ja zawsze tak mam, gdy przeczytam kilka średnich pozycji pod rząd. Potem kompletnie nie mam ochoty pisać recenzji takich książek, przez co na blogu robi się zastój. Żeby wszystko było jasne - to nie są złe książki! Ale nie są też niczym porywającym, po ich przeczytaniu nie miałam potrzeby polecić ich każdej osobie którą napotkam na swojej drodze.


Dlatego po raz kolejny uraczę Was recenzją zbiorczą, bo jednak spędziłam z tymi książkami kilka miłych chwil i może akurat jeden z tytułów przypadnie komuś do gustu.

Nikt nie ocali się sam - Margaret Mazzantini 
Nigdy nie spotkałam się z książką tego typu, przeczytanie jej było bardzo ciekawym
doświadczeniem. Momentami miałam wrażenie, że jest to sztuka teatralna, a na scenie mamy jedynie dwójkę aktorów (Ci, którzy oglądali/czytali "Sunset limited" pewnie wiedzą o czym mówię), którzy opowiadają historię swojej miłości i jej upadku.

Delia i Gaetano byli małżeństwem przez wiele lat. Byli. Teraz spotykają się na restauracji na niezwykle nieręczną kolację aby w spokoju omówić plany wakacyjne ich dzieci. Akcja książki, która toczy się głównie przy ich stoliku, jest jedynie przeplatana flashbackami ukazującymi nam szerszy obraz ich konfliktu. Para spędza wieczór omawiając wszystkie błędy, które popełnili będąc małżeństwem. Powoli próbują dociec, co sprawiło że dwoje ludzi którzy kiedyś kochali się do granic możliwości, teraz ledwo może na siebie patrzeć. Co sprawiło, że się od siebie oddalili? Dlaczego byli tacy nieszczęśliwy? Kiedy przestało im zależeć?

Rewelacyjna analiza ludzkich zachowań i emocji. Nic nie jest przerysowana, nie mamy przesadnego dramatyzmu - ta historia dotyczy milionów rozwiedzionych ludzi na cały świecie.
Książka nie ma wybitnie wartkiej akcji, bohaterowie nie wzbudzają sympatii - ale trzeba pamiętać, że poznajemy ich najgorsze wydanie. Zgorzkniałe, nieszczęśliwe i rozgoryczone. Bardzo interesująca forma przekazu, z przyjemnością przeczytałabym podobną książkę. Pani Mazzantini sprawiła, że coś we mnie drgnęło i mimo iż "Nikt nie ocali się sam" nie jest powalające na kolana to na pewno zostanie ze mną na dłużej

Nie mów nikomu - Harlan Coben 
Nie wiem jak do tego doszło ale na --> Lubimy Czytać miałam tę książkę oznaczoną jako przeczytaną -
a wiedziałam, że nigdy nie trzymałam książki tego autora w ręce... Dość podejrzane. O Cobenie zawsze słyszałam dużo dobrego, więc skusiłam się na najczęściej polecany tytuł - nie żałuję!

David i Elizabeth są kilka lat po ślubie, miłość kwitnie i sielanka trwa. Niestety w rocznicę ich ślubu, kobieta zostaje porwana i zamordowana. David nigdy do końca nie pogodził się z wydarzeniami tego pamiętnego dnia, a sprawy nie ułatwia mu otrzymanie tajemniczego maila. Mężczyzna ma wrażenie, że postradał zmysły gdyż autorką tej wiadomości mogła być tylko i wyłącznie Elizabeth. Tylko jakim cudem? Ciało zidentyfikował ojciec kobiety - były policjant. Był pogrzeb, widział trumnę.
Maili pojawia się więcej, a David z każdą kolejną wiadomością odkrywa coraz więcej szczegółów o których nie miał pojęcia.

Nie jestem koneserką kryminałów ale ten na prawdę bardzo mi się podobał! Obyło się bez zbędnego lania wody, fabuła była ciekawa i wciągała właściwie już od pierwszej strony. Kilku faktów szło się domyślić ale ogólnie rozwiązanie 'zagadki' było dość zaskakujące. Osobiście na pewno jeszcze nie raz sięgnę po Harlana Cobena, bo zrobił bardzo dobre pierwsze wrażenie :)

Studium w szkarłacie - Arthur Conan Doyle
W końcu skusiłam się z Sherlocka! Podobały mi się filmy, uwielbiam serial - nawet Dr. House, który był na Holmesie wzorowany zdobył moją sympatię (chociaż po wielu trudach). Początkowo zabrałam się za mój gigantyczny zbiór 9 historii i poczynaniach londyńskiego detektywa ale czytało się to tak wybitnie niewygodnie, że dość szybko przerzuciłam się na ebooka. Nigdy więcej wydań zbiorowych! Odkładałam zapoznanie się z Doylem dość długo, bo wydawało mi się, że język którego używał będzie dość trudny ale nic bardziej mylnego - czytało się rewelacyjnie.

"Studium w szkarłacie" jest pierwszą historią o poczynaniach Sherlocka Holmesa i Dr. Johna Watsona. Dowiadujemy się jakim sposobem panowie się poznali, a następnie dość szybko przechodzimy do pierwszej zbrodni z którą Scotland Yard zwraca się o pomoc do genialnego detektywa.
Sprawa dotyczy zamordowanego mężczyzny, znalezionego w jednym z opuszczonych budynków. Brak podejrzanych i pozorny brak poszlak nie ułatwiają pracy policji - POZORNY brak, bo jak się domyślacie Sherlock wiedział kto, co i jak już od progu.
Bardzo podoba mi się szablon, którym posługuje się autor, mianowicie najpierw przedstawia Nam zbrodnię, a w kolejnej części książki dowiadujemy się jak do niej doszło - zazwyczaj z perspektywy mordercy.

Historia nie jest długa, co jak już kiedyś wspominałam - działa bardzo korzystnie na rzecz kryminałów. W podobny sposób pisze Agatha Christie i również czyta się to bardzo dobrze. Dodatkowo Sherlock i Watson są rewelacyjni, w pełni się równoważą i oboje są wybitnie charyzmatyczni. Zdecydowanie przeczytam kolejne tomy.


Czy wy też demotywujecie się gdy trafiacie na słabsze książki? Ja ostatnio mam ogromną potrzebę przeczytać coś co zapadnie mi w pamięć na lata, chciałabym trafić coś na poziomie "Służących" albo "Słowika" :(




Popularni autorzy z którymi mam 'problem'

Popularni autorzy z którymi mam 'problem'

Zapewne każdy z Nas posiada przynajmniej jednego autora (bądź autorkę), którego książki kupuje zupełnie w ciemno. Tytuł pojawia się w zapowiedziach, a Wy już wiecie, że ta książka prędzej czy później musi trafić w wasze ręce. Osobiście sięgam po wszystko autorstwa Leigh Bardugo, Marissy Meyer czy Johna Boyne.


Analogicznie - każdy z Nas zna kilku autorów z którymi relacja mogłaby nosić status "to skomplikowane". Niby sięgamy po ich książki, dajemy im kolejne szanse ale zawsze brakuje 'chemii', coś nie iskrzy. A ponieważ chętniej rozmawiam o tym co mi przeszkadza i nie pasuje (szokujące! :O), to dzisiaj porozmawiamy o tych autorach z którymi mam drobne 'problemy'.

John Green
Nie będzie to szokujące jeśli powiem, że moja przygoda z Greenem rozpoczęła się od "Gwiazd naszych wina". No i tak - podobało mi się! Wiem, że nie jest to książka bez wad ale uważam, że w swoim gatunku jest na prawdę całkiem przyjemna. Wydaje mi się też, że to ona zapoczątkowała 'modę' na książki o śmiertelnie chorych nastolatkach, których w pewnym momencie było od zasrania bardzo dużo. Ale jako, że historia Hazel i Gusa była pierwsza to wydawała mi się dość świeża i ciekawa.
Wiadomo, że dobra młodzieżówka nie jest zła - postanowiłam więc zabrać się za kolejne książki Greena, co ostatecznie okazało się stratą czasu.
"Papierowe miasta" prawie mnie uśpiły, nie jestem w stanie przypomnieć sobie o czym była ta książka. Nawiedzona Margo nie skradła mojego serca swoim hipsterzeniem.
Stwierdziłam, że między obiema książkami jest tak ogromna przepaść, że trzeba dać Johnowi jeszcze jedną szansę - nadeszła więc pora na "Szukając Alaski"... Już same opisy mnie nie zachęcały:

Porównywany z przełomowym "Buszującym w zbożu" J.D. Salingera literacki debiut Johna Greena (...).
Może ktoś pamięta jak wybitnie uwielbiam "Buszującego w zbożu"? Wcale. Wcale jest odpowiedzą. Ani kuwa trochę.
Znowu mamy do czynienia z nawiedzoną i zbuntowaną-bez-powodu dziewczyną, która nie wzbudza żadnej sympatii. Tytułowa Alaska znika, a chłopak jej szuka - no REWELACJA. Kolejna książka Greena o której więcej nie pamiętam niż pamiętam.


Ponieważ lubię cierpieć, to jakiś czas temu zabrałam się za "Żółwie aż do końca". Przyznam szczerze, że w tym przypadku było już dużo lepiej, aż sama nie mogłam w to uwierzyć. Żeby tradycji stało się za dość - po raz kolejny nie mogłam strawić głównej kobiecej postaci. W tym przypadku Azy, która jest neurotyczna aż do szpiku kości. Ja, ja, ja! Ja jestem najważniejsza i wszystko musi kręcić się w okół mnie. Mimo tej histeryczki, ostatecznie książka nawet nadaje się do polecenia.

Wiem, że jako 29-latka absolutnie nie jestem w grupie docelowej tego typu książek - zdaję sobie z tego sprawę. Ale. Ale są młodzieżówki, które są na tyle dobre że spodobają się zarówno nastolatce z burzą hormonów jak i takiej starej babie jak ja. (dowody: "Eleonora i Park", "Anna i pocałunek w Paryżu", "Ponad wszystko")


Stephen King
No przyznać się, komu skoczyło ciśnienia na samą myśl o tym, że będę jechać po 'królu grozy'? ;)
Nie martwcie się, tak na prawdę nie mam o Kingu nic złego do powiedzenia. Ani nic dobrego. Dla mnie Stefan jest po prostu 'meh', czyli nie robi na mnie kompletnie żadnego wrażenia. Ale czy to nie jest najgorsze? Gdy książka nie wzbudza w nas żadnych emocji?
Gdzieś w mojej podświadomości Stephen King był właśnie "królem grozy", mistrzem nad mistrzami! Sięgając po jego książki oczekiwałam strachu, gęsiej skórki albo chociaż dreszczy. Czegokolwiek.
Pierwszą książką na którą się skusiłam będąc jeszcze w liceum był "Łowca snów"... toż to było straszne. Jakieś potworki, chatka w lesie. Nawet nie doczytałam do końca. Odpuściłam Kinga na parę dobrych lat. Jako, że nie poddaję się zbyt łatwo, a dodatkowo bardzo podobała mi się większość filmów powstałych na podstawie książek Stefana (pomijając "Lśnienie", które było jednym z najgorszych filmów jakie widziałam) to dałam mu kolejną szansę. I kolejną. "Carrie" - całkiem znośna ale grozy tam nie było. "Misery" - ciekawa ale rewelacją bym tego nie określiła. "Zielona mila" - film lepszy no i jak się już domyślacie... zero strachu.


Bardzo dużo osób polecało mi "To", "Cmętarz zwierząt" czy właśnie "Lśnienie". Podobno te książki są na prawdę przerażające i to jest taki 'prawdziwy' King. Niestety ale coś czuję, że nigdy się nie skuszę. Skoro autor niczym mnie nie przekonuje, to szanse na to że poświęcę tydzień na czytanie książki która ma ponad 800 stron są... nikłe. Powiedziałabym nawet, że są prawie równe zeru.

Jeśli możecie polecić mi książkę tego autora, ale taką która jest faktycznie przerażająca i nie ma 1000 stron to proszę się nie krępować.

Nicholas Sparks
Co tu robi Sparks zapytacie? To jest dopiero ciekawa sprawa. Przeczytałam jakieś 95% książek tego autora i nawet pokuszę się na stwierdzenia, że lubię jego twórczość. Problem pojawia się, gdy mowa o filmach na podstawie jego książek, a jest ich całkiem sporo. BARDZO lubię te filmy, praktycznie wszystkie. Lubię je o wiele bardziej od książek. Każdy film, który powstał na podstawie książki tego człowieka jest po prostu lepszy od pierwowzoru. Sorry not sorry.
Zazwyczaj gdy zabieramy się za oglądanie filmu, po uprzednim przeczytaniu książki jesteśmy przekonani, że nie ma takiej opcji aby wypadł lepiej - niespodzianka! Ze Sparksem wszystko jest możliwe.
Dawno, dawno temu gdy byłam jeszcze smarkata, Ryan Gosling pojawił się w moim życiu i sprawił, że był weselsze - obejrzałam "Pamiętnik". Obejrzałam go jakieś 726439 razy i pewnie obejrzę go jeszcze nie raz. Dopiero po kilku latach cudownie odkryłam, że 90% popularnych filmów jest adaptacją książek, więc czym prędzej przeczytałam "Pamiętnik" Nicholasa Sparksa. Poziomu mojego rozczarowania nie da się zmierzyć absolutnie żadną skalą. Gdzie te emocje? Gdzie ten ból rozstania? Gdzie ta złość i rozgoryczenia?
Podobnie było z "Ostatnią piosenką". Nie jestem fanką Miley Cyrus jako aktorki ale film bardzo mi się spodobał, nawet łezka zakręciła mi się w oku pod koniec. Książka? Fajna. Ale film lepszy.
"Najdłuższa podróż" - moja ulubiona książka Sparksa, na prawdę godna polecenia. No ale film... Nawet gdy pominę półnagiego Scotta Eastwooda (chociaż nie wiem dlaczego miałabym to robić), cała historia jest rewelacyjna! Tutaj już bezapelacyjnie beczałam jak dziecko, zero opamiętania.


Pewnie większość osób (zwłaszcza w moim wieku) doskonale kojarzy film "Szkoła uczuć". Znamy? Jeśli nie, to film jest do nadrobienia w najbliższy weekend i nie chcę słyszeć wymówek.
Tak czy siak - film był hitem. Ach i och. Kilka lat temu przeczytałam książkę (swoją droga tytuł to "Jesienna miłość")...
Nie rozmawiajmy o tym. Jeszcze gorzej niż z "Pamiętnikiem".
"I wciąż ją kocham", "List w butelce, "Dla Ciebie wszystko", "Bezpieczna przystań"- to na prawdę dobre książki, które na pewno przypadną większości do gustu i z ręką na sercu mogę je Wam polecić. Zasypałam Was tytułami książek Nicholasa Sparksa i tak zupełnie szczerze, to one wszystkie są na prawdę fajne.
Ale filmy są lepsze ;)


Dotrwaliście do końca, gratulacje!
Czasami mam wrażenie, że mój blog powinien nazywać się ponarzekajmy-o-książkach.blogspot.com (dla chętnych dodam, że nazwa jest wolna :D) ale nic nie poradzę na to, że marudzenie jest moją cnotą i skromnie powiem, że jestem zajebista w narzekaniu, o!
Są tu jakieś marudy?




Nomen Omen - Marta Kisiel, czyli wiem że nic nie wiem

Nomen Omen - Marta Kisiel, czyli wiem że nic nie wiem


Od jakiegoś czasu, dosłownie z każdej strony bombardują mnie recenzje "Toni" Marty Kisiel, okładka niedługo będzie śnić mi się po nocach (chociaż akurat na to nie będę marudzić, bo okładka jest bajeczna). Postanowiłam, że wypadałoby się w końcu z tą autorką zapoznać, bo jej książki zbierają bardzo pozytywne opinie, a że ja w tym roku staram się częściej sięgać po tytuły naszych rodzimych autorów, to udało mi się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie wiem gdzie i nie wiem od kogo ale słyszałam, że w "Toni" pojawiają się jacyś bohaterowie z "Nomen omen" - nie wiem ile w tym prawdy ale ja lubię czytać wszystko w odpowiedniej kolejności i tak jak trzeba, więc czym prędzej sięgnęłam po tę drugą. Teraz zaczynam się zastanawiać  czy dobrze zrobiłam...


Chciałabym napisać coś o samej fabule ale mam wrażenie że cokolwiek by to nie było - będzie spoilerem.
To bardzo specyficzna książka z bardzo specyficznym klimatem i wydaje mi się, że chyba to do mnie nie trafiło. 
Salomea Przygoda postanawia, że jest juz wystarczająco dorosła nie zniesie dłużej swojej matki i po prostu musi się wyprowadzić. Za poleceniem koleżanki, dziewczyna wynajmuje pokój w bardzo podejrzanym domu. Okazuje się, że właścicielki tego przybytku - trzy siostry, cieszą się wątpliwą sławą... Ale kto by się przejmował, przecież czarownice nie istnieją, prawda?
Głosy w słuchawce, przemądrzała papuga i trzy starsze panie to jeszcze nic - Salka musi poradzić sobie ze swoim młodszym bratem który zwala się jej na głowę bez pytania. Jak się szybko okaże Adaś jak mało kto potrafi pakować się w kłopoty... a to wszystko dopiero początek 'serii niefortunnych zdarzeń'.

Jestem na TAK, bo...
Historia jest intrygująca i na prawdę ciekawa, dodatkowo jestem przekonana że nigdy nie czytałam nic co byłoby chociaż odrobinę podobne, a to jest zaleta samam w sobie.
Moimi zdecydowanymi faworytkami są siostry Bolesne - ich ekscentryzm i poczucie humoru bardzo mi odpowiadało, a do tego wplecenie mojej ukochanej mitologii greckiej mile mnie zaskoczyło <3

Jestem na NIE, bo...
Przez pierwsze kilka dobrych rozdziałów nie miałam pojęcia o co chodzi i co ja w ogóle czytam? Ja rozumiem, że można czytelnika trzymać w niepewności aby podtrzymać jego zainteresowanie ale tutaj Marta Kisiel trochę przesadziła. W pewnym momencie jedyne co czułam to irytacja. Kolejną sprawą jest główna bohaterka... początkowo nawet polubiłam Salkę, ale dość szybko okazało się że jest jedną z tych pierdołowatych postaci które wywracają się co 5 stron i miałam flashbacki z "Szeptuchy", polubiłby się z GosiąNastępnie Adaś, który z niejasnych przyczyn jest nazywany Niedasiem i nikt nam nie tłumaczy dlaczego ktoś wymyślił mu takie kretyńskie przezwisko. Adam niestety jest nośnikiem humoru w tej książce. Niestety, bo każda jego durna odzywka sprawiała, że miałam ochotę wsadzić sobie  widelec w oko i zamieszać. Żałosny facet z żartami stereotypowego gimnazjalisty. No niestety ale humor nie dla mnie.

Jak widzicie moje uczucia co do tej książki są mocno mieszane ale nie da się ukryć, że znalazłam więcej minusów niż plusów. Po raz kolejny okazało się, że książka którą zachwycają się tłumy jest kompletnie nie z mojej bajki. Nie zrozumcie mnie źle - ja nie uważam, że to jest zła książka. Podobał mi się jej klimat i to, że absurd gonił absurd ale czegoś mi zabrakło. Miałam wrażenie, że akcja książki w pewnym momencie poszła tak do przodu że zaczęła się trochę sypać. No i ten humor o którym tak wszyscy trąbią... nic mnie tak nie rozbawiło niestety, momentami wręcz przeciwnie.

Sama teraz nie wiem, czy mam ochotę sięgać po "Toń". Z jednej strony słyszałam, że to Marta Kisiel w zupełnie innym, poważniejszym wydaniu ale nie chcę wpakować się w kolejną niedorzeczną książkę który tylko mnie wkurzy. Jakieś rady?




Most do Terabithii - Katherine Paterson, potencjał był a wyszło jak zawsze

Most do Terabithii - Katherine Paterson, potencjał był a wyszło jak zawsze


Dzisiaj będzie krótko, więc proszę się nie rozsiadać, butów nie zdejmować.
Pewnie większość z Was kojarzy tytuł tej książki z filmem, który wyszedł w 2007 roku, a jedną z głównych ról grał mały Peeta z "Igrzysk Śmierci" 💙 #TeamPeeta (korekta by Kasia Zabłotna :D)
Ja osobiście widziałam ten film kilka razy, bo baaardzo mi się spodobał ale co dziwne stosunkowo późno odkryłam, że jest ekranizacją książki o tym samym tytule. Jestem z tych którzy preferują metodę "najpierw książka - potem film", ale wiecie, że czasami różnie bywa. Niestety w tym przypadku również odezwała się moja 'przypadłość'... Mianowicie - jeśli najpierw widziałam film i mi się spodobał to książka zawsze okazuje się gorsza (czyt. KAŻDA książka Sparksa). W tym przypadku niestety było podobnie.


Jess nie ma łatwego życia. Nie dość, że w domu się nie przelewa, a rodzice traktują go bardziej niż chłodno to na codzień musi zmagać się z czterema siostrami którym daleko o ideału. Chłopiec spędza w szkole pół dnia, a po powrocie zabiera się za swoje obowiązku na farmie - każdy dzień jest dokładnie taki sam. Aż pewnego razu w jego życiu pojawia się Leslie - ekscentryczna i pełna energii dziewczynka, która ma głęboko w nosie to co inni o niej myślą. Mimo początkowego dystansu Jess odkrywa, że dziewczyna tez może być dobrym materiałem na przyjaciela, zwłaszcza że Leslie wpada na wspaniały pomysł! W głębi lasu odkrywają magiczną krainę - Terabithiię w której sprawują władzę jako Król i Królowa, rozwiązują problemy poddanych i walczą z wrogami. Terabithia jest dla dzieciaków ucieczką od codzienności, lecz pewnego dnia dochodzi do strasznej tragedii.

Hmm... Nie wierzę, że to mówię ale po raz kolejny muszę stwierdzić, że KSIĄŻKA JEST ZA KRÓTKA. Tak, powiedziałam to! Ja wiem, że to jest historia dla dzieci i nie musi być wybitnie skomplikowana i złożona ale dodatkowe 100 stron na prawdę nikogo by nie zabiło. Moje wydanie ma około 230 stron, a do tego czcionka jest gigantyczna więc strzelam w jakieś 180 stron normalna czcionką... skromniutko.
Ta historia mogłaby być świetna gdyby poświęcono jej więcej uwagi. Dlatego w tym przypadku film ma ogromną przewagę - scenarzyści poprawili to, co w książce nie grało, czyli rozwinęli świat Terabithii. W książce jest go na prawdę mało, akcja kręci się bardziej wokół relacji między Jessem a Leslie, trudnym dorastaniu i sytuacjach rodzinnych bohaterów niż na magicznej krainie. A szkoda, bo mogliśmy mieć coś między Narnią a Baśnioborem.

Podsumowując - jeśli oglądaliście film i macie do niego sentyment to książką absolutnie nie jest lekturą obowiązkową. Natomiast jeśli seans jest wciąż przed Wami to polecam najpierw zapoznać się z książką, a potem porównać ja z filmem i koniecznie dać znać co uważacie :)


Znacie jakieś inne książki, które okazały się słabsze od swoich ekranizacji?

Krótko i na temat #2, 3w1 - recenzje, depresyjny początek czerwca

Krótko i na temat #2, 3w1 - recenzje, depresyjny początek czerwca

Muszę przyznać, że jak na letni i słoneczny miesiąc to ja trochę pojechałam po bandzie... Pierwsze trzy książki czerwca były dość ciężkie tematycznie ale ja tak czasem lubię - udręczyć się trochę, odrobinę posmęcić, bo przecież czasem człowiek po prostu ma ochotę na takie książki, nie? Nie planowałam takiej serii niefortunnie depresyjnych książek ale wyszło jak wyszło i postanowiłam się tym z Wami podzielić.


Dla odmiany zabrałam się właśnie za "Nomen Omen" Marty Kisiel - to moja pierwsza styczność z tą autorką, zaraz potem sięgnę po "Toń" (słyszałam że ta pierwsza ma jakiś związek z ta drugą więc powinno się je przeczytać w takiej kolejności - prawda to?). Jak na razie wszystko zapowiada się bardzo ciekawie ale po 5 pierwszych rozdziałach nie jestem w stanie nawet opowiedzieć komuś o czym jest ta książka, więc zapowiada się dość nietypowo.

Tatuażysta z Auschwitz - Heather Morris
Od kiedy pamiętam mój tata wręcz zadręczał mnie różnego rodzaju wojennymi dokumentami telewizyjnymi, które co roku - 1 września, leciały dosłownie wszędzie. Mam wrażenie, że w szkole również rok w rok II WŚ była programowym niezbędnikiem. Wydawało mi się, że wiem już wszystko co można na ten temat wiedzieć - okazuje się, że nie. Bo w szkole nikt nie powie nam co działo się w głowach ludzi przebywających w obozach zagłady i do czego byli zdolni żeby przetrwać.

Historia dotyczy Lalego Sokolova - Słowaka pochodzenia żydowskiego, sprowadzonego do Auschwitz w 1942 roku. Jak sam tytuł wskazuje bohater historii sprawował w obozie funkcję tatuatora, co oznacza że prawie codziennie musiał pozostawiać na ludzkim ciele numery które nie pozwolą ich właścicielom zapomnieć o traumatycznych wydarzeniach. Musze przyznać, że historia Lalego jest fascynująca - mężczyzna miał więcej szczęścia niż rozumu. Jego charyzma, a momentami wręcz zuchwalstwo niejednokrotnie uratowało mu życie. Lale nie mogąc znieść cierpienia innych (jemu samemu trafiła się stosunkowo 'niezła fucha" jak na obozowe warunki) zaczął zajmować się przemycaniem różnego rodzaju dóbr na teren obozu. Ale nie to jest najważniejsze w tej historii. Wśród dramatycznych wydarzeń, brutalnie rzeczywistych opisów znalazło się miejsce dla Grety - dziewczyny dla której Lale kompletnie stracił głowę. Mężczyzna obiecał sobie, że zrobi wszystko aby przetrwali to piekło bo postanowił że poślubi tę kobietę i spędzi z nią resztę życia. Czy tak się stało?

Trzy godziny ciszy - Patrycja Gryciuk
Nie wiem co tu się wydarzyło. Ta książka była mi BARDZO polecana, głównie w kategorii "coś do popłakania" no... nie. Kompletnie nic mnie tam nie wzruszyło, mimo że zdecydowanie był ku temu potencjał. Nie do końca rozumiem na ile biograficzna jest ta książka a na ile ma takową udawać. Głowna bohaterka nazywa się... a jakże - Patrycja Gryciuk. Również jest pisarką. Jej poprzednią książką było "450 stron". Podobnie jak autorka - mieszka we Francji. I wszystko fajnie, ale momentami w książce dzieją się takie dziwne?, zaskakujące?, surrealistyczne? rzeczy które sprawiają że nie ma opcji aby ktokolwiek uwierzył że to przytrafiło się Gryciuk w prawdziwym życiu...

Patrycja nie może pozbierać się po rozstaniu z miłością swojego życia (mimo że minęło już 9 lat... get over it, girl), dodatkowo okazuje się że kobieta nie ma już zbyt wiele czasu na poukładanie sobie życia na nowo gdyż wyniki jej badań są jednoznaczne - rak. Bohaterka postanawia przekonać swojego dawnego ukochanego do spędzenia z nią 3 dni po których będzie mogła zaznać duchowego spokoju.
Wszystko wydaje się być jasne ale pod koniec w fabule swoje palce maczała chyba Tarryn Fisher bo nagle zrobiło się trochę creepy, nic nie miało sensu i historia która mogła być piękna i wzruszająca była... rozczarowująca.

P.S. Niemożliwie denerwuje mnie to, że tytułowe "3 godziny ciszy" nie pojawiają się w fabule. WTF? Jakie 3 godziny? Gdzie? Kiedy?

Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie - Justyna Kopińska
Lubię raz na jakiś czas sięgnąć po reportaż dotyczący interesującej mnie sprawy - o samej Justynie Kopińskiej słyszałam same pozytywne opinię więc postanowiłam zapoznać się z jej tekstami. Nie żałuję! Autorka przedstawia konkretny temat z wielu różnych perspektyw, nie obiera stron i pozwala ludziom mówić co im leży na sercu. Ja osobiście mam drobny problem z tego typu literaturą - dość szybko mnie nudzi. Zeznania i wspomnienia osób które wypowiadają się na ten sam temat są momentami łudząco podobne i mam wrażenie, że po jakimś czasie nie wnoszą już nic nowego, a ja siedzę i czytam ten sam rozdział setny raz. Reportaże powinny być stosunkowo krótkie, 350 stron to stanowczo za dużo. 

Pewnie jedynie nieliczni z was słyszeli wielkiej aferze z 2008 roku, dotyczącej siostry Bernadetty - dyrektorki ośrodka wychowawczego Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu. Nie dziwie się, bo ja z chęcią sama wyparłabym to z pamięci. Dzieciaki pozostawione pod opieką sióstr były przez nie regularnie bite i nękane psychicznie. System kar którymi się posługiwały na pewno zadowoliłby nie jednego psychopatę ze skłonnościami autodestrukcyjnymi. W ośrodku dochodziło również do molestowania i gwałtów między wychowankami o czym siostry były wielokrotnie informowane ale zamiast skierować ten problem do odpowiednich specjalistów, same karały zarówno sprawców jak i ofiary tłumacząc im (jakżeby nie inaczej) "że to grzech i pójdą do piekła". Sama siostra Bernadetta była fałszywą manipulatorką, która potrafiła oszukać dosłownie każdego. Omamiała wszystkich którzy pojawiali się u jej progu z pytaniami. A prawdę mówiąc nikt nie chciał mieszkać się do tego co dzieje się w ośrodku prowadzonym przez siostry zakonne, bo nikt nie chciał mieć do czynienia z Kościołem. Siostry zniszczyły życie dziesiątkom dzieciaków, część z wychowanków po opuszczeniu ośrodka była agresywna i wielokrotnie dopuszczała się aktów przemocy (głównie dla tle seksualnym).
Od tego czasu minęło tyle lat a mnie w dalszym ciągu nie mieści się to w głowie. Państwo łożyło na ten ośrodek ale kompletnie nikt nie chciał kontrolować tego co się tam odbywa i w jaki sposób. SKANDAL.


To tyle na dzisiaj, dajcie znać czy wy też lubicie czasem zszargać sobie nerwy podczas czytania - jak widać ja sobie ostatnio nie pożałowałam.
Osobiście nie jestem wybitnie emocjonalna i dość ciężko zrobić na mnie wrażenie ale czasami jak czytam co się na tym świecie odwala to opadają mi ręce... Ludzie są gorsi niż zwierzęta.

Podsumowanie maja

Podsumowanie maja

Kolejny miesiąc za nami, a ja w dalszym ciągu nie wyrabiam swojej "normy" - maj zamykam z 9 książkami na koncie. 
Z drugiej strony nie powinno to być niczym zaskakującym, zawsze najwięcej czytam na początku i na końcu roku, bo im jest cieplej tym trudniej jest mi się skupić na książkach.


Moje mieszkanie jest na poddaszu dzięki czemu CUDOWNIE nagrzewa się od dachu... możecie sobie tylko wyobrazić jakie tropikalne temperatury u mnie panują - jeśli ktoś lubi raz na jakiś czas wybrać się na saunę to serdecznie zapraszam. Mordor jest NICZYM w porównaniu z moim salonem. 
Nie rozumiem dlaczego mamy lato w maju i kto do tego dopuścił! Nie będę urywać że nigdy nie byłam fanką upałów i gorąca ale na ten moment nie mogę już nic z tym zrobić - nawet wiatraki nie dają rady. Czy tylko ja jestem takim hejterem lata? Dajcie znać, bo musi być nas więcej! Przecież ludzie z natury nie lubią się pocić, zwłaszcza gdy siedzą na kanapie i robią NIC.


W związku z tym, że z czytaniem szlo mi 'tak sobie' nadrobiłam wszystkie serialowe zaległości i w końcu zdecydowałam się obejrzeć "Modern family" i NIE ROZUMIEM dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej. Sofia Vergara jest moją bratnią duszą a serial jest świetny 💙
Do tego znalazłam chwilę, żeby wybrać się do kina na "Hana Solo: Gwiezdne Wojny - historie", wiem że nie wszyscy są zachwyceni ale ja wyszłam z kina uszczęśliwiona. Wiemy dlaczego nazywa się Han SOLO? Wiemy. Wiemy jak Han poznał się z Cheewbaccą? Wiemy. Wiemy w jakich okolicznościach spotkał Lando? Wiemy. Wiemy skąd ma Sokoła Millenium? Wiemy. CZEGO CHCIEĆ WIĘCEJ? Ja gorąco polecam! Czy musze wspominać, że Han to moja ulubiona postać z GW? I w ogóle jedne z ulubionych postaci filmowych ever? :)

Lecimy z książkami!

Insekt - Claire Castillon
Jako miłośniczka zbiorów opowiadań nie mogłam odpuścić sobie tego tytułu. Tym razem mamy do czynienia z dość toksycznymi i destrukcyjnymi relacjami matek z córkami i córek z matkami. Z jednej strony miałam wrażenie, że historie są mocno przerysowane ale z drugiej strony ludzka psychika jest jedną wielką tajemnicą i nigdy nie wiadomo co komu siedzi w głowie.

Tryjon - Melissa Darwood
Okazuje się, że polscy autorzy wcale nie są tacy źli - mnie dojście do tego wniosku zajęło bardzo dużo czasu (dużo w tym winy Magdaleny Witkiewicz - tego się NIE DA czytać). "Tryjon" to kolejna fantastyczna pozycja autorki "Luonto" i "Pryncypium" - wszystkie polecam z całego serca!
Okazuje się, że śmierć to jedynie początek naszej podróży - aby zaznać spokoju trzeba najpierw stawić się przed sądem z Tryjonie który osądzi czy nasza dusza zasłużyła na spoczynek czy wręcz przeciwnie - będziemy potępieni na wieki. Główna bohaterka budzi się w celi - okazuje się, że nie została zabita a co gorsza nie pamięta ostatnich 5 lat swojego życia. Wraz ze swoim opiekunem musi dowieść swojej niewinności co będzie dużo trudniejsze niż się początkowo wydaje.

Dziewczyna z pomarańczami - Jostein Gaarder
Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się poświecić dosłownie kilka chwil tej cieniutkiej książce bo skradła moje serce! Wspominałam już o niej w poście z haulem - "Dziewczyna z pomarańczami" to tak na prawdę list ojca do syna w którym opowiada mu o tym jak poznał miłość swojego życia. Bardzo prosta historia ale za to jaka piękna :)


Moja najdroższa - Gabriel Tallent
Nie. Kompletnie nie dla mnie. Skusiłam się bo książka zbierała dobre recenzje, dodatkowo miała być dość niepokojąca i brutalna a jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - właśnie takiej książki szukałam, miałam ochotę na klimaty rodem z "Dziewczyny z sąsiedztwa". No nie tym razem.
Główna bohaterka jest dzikuską "wychowaną" przez skrzywionego psychicznie ojca i przez 3/4 książki biega po lesie. Mieszkają rozpadającej się chacie a w wolnym czasie trenują się w survivalu. Jest dziwnie, krępująco i... nudno. Patologia patologię pogania, ani to zaskakujące ani przerażające.

Ptaki ciernistych krzewów - Colleen McCullough
Nie do końca wiem co myślę o tej książce... mogło być rewelacyjnie, mogliśmy mieć australijskie "Przeminęło z wiatrem" ale coś nie wypaliło. Autorka ma tendencje do przedstawiania czytelnikom masy bohaterów a potem skupiania się jedynie na kilku z nich - zazwyczaj nie są to moi faworyci.
Maggie będąc bardzo młodą dziewczyną zakochuje się w Ralfie i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że mężczyzna jest księdzem. "Ptaki ciernistych krzewów" to dzieciństwo, dojrzewanie i dorosłość głównej bohaterki której życie w mniejszym lub większym stopniu kręci się w okół uczucia do Ralfa.

Żerca - Katarzyna Berenika Miszczuk
Przesilenie - Katarzyna Berenika Miszczuk
Tym oto sposobem seria "Kwiat paproci" dobiegła końca (Ervisha, ja Cię widzę jak przewracasz tymi oczami!) - było na prawdę fajnie! Wiem, że to nie jest jakaś ambitna literatura do tego na prawdę ciężko nazwać ją fantastyką ale czas który spędziłam z tą serią nie poszedł na marne bo bawiłam się świetnie. Standardowo wybitnie drażniła mnie główna bohaterka ale dla mnie to nic nowego. Za to przyznam, że bardzo podobało mi się zakończenie, mimo iż niestety jest otwarte. Niestety, bo wolałabym żeby autorka zostawiła to tak jak jest i nie kontynuowała tej serii. Czas na coś nowego, nie lubię odgrzewania kotletów.

Wymarzony dom Ani - Lucy Maud Montgomery
To już 5 cześć przygód Ani - w końcu doczekałam się jej ślubu z Gilbertem! Młoda para przeprowadza się do swojego wymarzonego domu i zaprzyjaźnia się z nowymi sąsiadami - z emerytowanym marynarzem Jimem zamieszkującym pobliską latarnię, bardzo skrytą i nieśmiałą Ewą oraz rozgadaną i wścibską panną Kornelią. Pośmiałam się, potem popłakałam a na koniec załapałam się na rozwikłanie zagadki z przeszłości - czego więcej trzeba?


451° Fahrenheita - Ray Bradbury
Ehh... przyznam, że trochę się zawiodłam. Fabularnie zapowiadało się na prawdę ciekawie! Akcja książki ma miejsce gdzieś w przyszłości (nie wiemy kiedy dokładnie ani gdzie - brakowało mi tych informacji), gdzie strażacy zamiast gasić pożary - wzniecają je. Co palą pytacie? Książki. Posiadanie książek jest surowo zabronione. Pewnego dnia Guy - główny bohater zaczyna kwestionować sens tych poczynań przez co wplątuje się w poważne kłopoty.
Książka mocno zajeżdża "Rokiem 1984" - co mnie akurat nie zachwyca. Po raz kolejny uważam, że książka jest za krótka. Świat do którego trafiamy został przedstawiony bardzo słabo, na bohaterach nie zależało mi wcale i wszystko działo się stanowczo za szybko co odbiło się na wiarygodności tej historii. Książka do przeczytania ale osobiście nie wrzucałabym jej na listę "100 książek które trzeba przeczytać przed śmiercią".
HBO zajęło się ekranizacją, trzymam kciuki.


Wiem, że o kilku książkach pisałam już w poprzednim poście z haulem ale zaparłam się, żeby czytać więcej papierowych książek bo 'niestety' często wygoda wygrywa i sięgam po czytnik a książki kurzą się na półkach. Uznałam, że skoro jestem opętana i kupuje książki bez opamiętania to chociaż mogę postarać się czytać je w miarę regularnie.
Jak u Was wypadł maj? Macie coś ciekawego do polecenia?



Copyright © 2014 booklicity , Blogger